środa, 30 grudnia 2015

Biała czekolada, bigos i przygotowania do sylwestra.

  

   Zrobiłam sobie chwilę laby, nie mogłam również znaleźć jakiejś weny do napisania czegokolwiek. Nie mam weny do pisania recenzji, a co dopiero czegoś poza tylko głupim, bezsensownym ale koniecznym obowiązkiem... Ehh, ale się nad nią napsioczę. Wróciłam już w niedzielę wieczorem, święta minęły błyskawicznie! A to jest ten jedyny czas, kiedy chciałabym, żeby najzwyczajniej w świecie się dłużył oraz nie mijał tak szybko. Czas spędzony super, przepyszna wigilia, przepiękne, trafione w 100%! prezenty, przy okazji trochę zwiedzania, i na chwilę relaksu też się okazja znalazła. Droga powrotna minęła mi w mig, w sumie to tylko (a czasem aż!) 5 godzin jazdy. Dzięki Bogu dojechaliśmy do domu cały i zdrowi. Zahaczyłam w Niemczech o McCafe i skonsumowałam moja ulubioną przepyszną białą czekoladę, której z jakiegoś niewiadomego powodu w Polsce nie kupimy. Ale w sumie nie jest trudno zrobić ją samemu, i chyba to będzie moje zadanie na dziś. Ugotowałam bigos! Tak, możecie być ze mnie dumni. Mój pierwszy bigos, który wygląda i nawet smakuje jak bigos! Kolejny etap - MasterChef a co! Lubię coś pichcić, kombinować w kuchni jeśli mam czas, zazwyczaj jednak brakuje mi pomysłów na dania. Uwielbiam wszelkie ryże, makarony, jednak za to nie lubię większości gotowanych warzyw, więc 3/4 przepisów w internecie odpada. Może lasagne? Albo Canelloni? Uwielbiam, ale jednak moje ciało chyba nie bardzo, bo całe te kalorie odkłada w boczkach i cellulicie na tyłku. Jakie to okropne. I może nawet jakieś ćwiczenia na brazylijskie pośladki? A co się będę! Przejdę się potem jeszcze do Arkad, żeby kupić rajstopy i impregnat do butów. Miałam wielką nie wiadomo co do ubioru w sylwestra (tak, wiem, problemy pierwszego świata), bo aktualnie posiadam dwie "małe czarne", z tym, że jedną miałam już na sobie milion razy, drugą wygrzebałam w lumpku, podoba mi się, ale po kolejnym przymierzeniu zastanawiam się, czy aby nie jest za krótka. W poniedziałek zrobiłam sobie taki mały voyage po sh i galerii Dominikańskiej, ale wierzcie mi lub nie, nie znalazłam żadnej wyjątkowo ładnej dla mnie sukienki. Jeśli już coś się zdarzyło - to czarne, o które nie chciałabym już poszerzać swojej kolekcji, skoro swoje mam jeszcze dobre. Reszta albo jak na tą chwilę dla mnie za droga, albo po prostu brzydka. Po chyba 3 godzinach buszowania, poszłam coś przekąsić, i stwierdziłam, że skoro nabrałam trochę siły, to pójdę ostatecznie jeszcze do góra 3 sklepów i może coś znajdę. Rozglądałam się również za żakietami, lub coś w ich deseń, żeby mieć co założyć na sukienkę, ale jak kamień w wodę! Uwierzcie mi, nie było nic a nic, co by się nadawało. Wiecie kiedy coś takiego znajdę? Jak nie będę tego szukać, a już tym bardziej jak nie będę tego potrzebować. W przymierzalni się przeraziłam, bo dostrzegłam jak moje jedne dżinsy się już znosiły i porozciągały, dlatego cieszyłam się jak natrafiłam w Bershce spodnie za 49 zł. Od razu je kupiłam. W New Yorkerze trafiłam na ładny naszyjnik oraz małą torebkę, pasującej właśnie na takie wyjścia "sukienkowe", której również brakowało mi w szafie. Teraz tylko rajstopy, bo buty mam nieśmiertelne, które bardzo lubię, ale które kosztowały bardzo dużo. Styczeń zapowiada się masakryczny... Aż wolę o tym teraz nie myśleć. Na dodatek za kilka dni ma padać śnieg, ale zawsze wychodzi jak wychodzi, więc się nie nastawiam. Idę zaraz coś przekąsić, jajecznica? To jest to! Dobre śniadanie mamy na ten obiad, a co. A za kilka dni, PLL!

    Czas już niektóre sprawy poustawiać tak, jak powinny być od początku. 

środa, 23 grudnia 2015

Christmas tag!


1. Jak przystrojoną i jaką będziesz mieć w tym roku choinkę?
W tamtym roku zobaczyłam najprawdopodobniej na którejś z wystaw sklepowych biała choinkę, z niebieskimi światełkami i srebrnymi bombkami, taka mi się wymarzyła i taką mam! To, jeśli mowa o mieszkaniu studenckim, u mamy pewnie jest żywa, skromna, przystrojona delikatnie w ozdoby.

2. Co chciałabyś zobaczyć w tym roku pod swoją choinką? 
Nie mam i nigdy nie miałam jakichś wymarzonych prezentów "podchoinkowych". W tym roku wiem co dostanę, i będą to praktyczne prezenty, które na pewno wykorzystam, a nie będą leżeć i się kurzyć. Aczkolwiek zwykłe symboliczne prezenty również bardzo mi się podobają.

3. Jakie są twoje ulubione świąteczne filmy? 
Nie mam takich, ostatnio całkiem zaprzestałam oglądania jakichkolwiek filmów. Nie będę pisać "Kevin sam w domu", bo to już klasyk, o którym chyba już nawet nie trzeba wspominać. W tym roku po niemiecku? Why not!

4. Jak wyglądają święta w Twoim domu?
W "twoim domu", hmm... do tej pory spędzałam święta w trzech "domach", pierwszego nie chcę w ogóle wspominać, następnie u babci i cioci było bardzo fajnie, zwyczajnie, a teraz u mamy w Niemczech podobnie. Nic szczególnego nie robimy, oprócz oczywiście zjedzenia wigilijnej kolacji, wręczenia prezentów, jeszcze raz jedzeniu, sprzątaniu i leniuchowaniu.

5. Jaki jest twój ulubiony zapach świąteczny?
Tak jak kiedyś nigdy nie czułam, tak teraz zapach mandarynek od razu przywołuje święta, i to jest TEN zapach! I ogólnie zapach świąt, którego nie potrafię sprecyzować, ponieważ nie jest on fizycznie odczuwalny. Wiecie o co mi chodzi?

6. Ulubiona świąteczna potrawa?
Uszka z barszczam! Uwielbiam, kocham, wpieprzam!

7. Odliczasz dni do świąt?
Tak :) Można to zauważyć w chociażby każdej ostatniej notce z grudnia. 

8.  Czy na święta lubisz zostać cały dzień w pidżamie, czy stroisz się specjalnie na tą okazję?
Nie ubieram się jakoś mega super odświętnie, ale w piżamie też nie chodzę. Piżama tylko na noc, nie cierpię być taka nieogarnięta przez cały dzień.

9. Jak spędzasz tegoroczne święta?
Wyjeżdżam z chłopakiem do Niemiec :)

10. Ulubiony świąteczny napój?
Barszcz czerwony się liczy? Jak nie, to nie mam żadnego konkretnego ulubionego. 

11. Jaki kolor lampeczek choinkowych lubisz najbardziej? 
Niebieskie takie jak mam teraz, delikatne różowe (planuję za rok), albo zwyczajnie białe. 

12. Czy kiedykolwiek budowałaś domek z pierników?
Nie. 

13. Jakiej potrawy nie powinno zabraknąć na wigilijnym stole? 
Uszek! Wigilia bez uszek to nie wigilia, no way. 

14. Posiadasz kalendarz adwentowy?
Nie posiadam, i jakoś nie czuję takiej potrzeby. 

15. Jaka jest Twoja ulubiona świąteczna piosenka?
Przez ostatnie dni słucham jakichś przypadkowych polskich piosenek świątecznych, które wprowadzają mnie w ten cały nastrój. Pomimo, że na co dzień słucham innego stylu muzyki, tak piosenki świąteczne są dla mnie przecudowne, i oprócz kolęd lubię przykładowo piosenki z tej playlisty: https://www.youtube.com/watch?v=ssNug5Md8Dw



wtorek, 22 grudnia 2015

Miła niespodzianka i poszukiwany serial!


   Dzisiaj podejrzewam, że będzie króciutka notka. Jakiś czas temu wróciłam do domu, dzisiaj małe zamieszanie w pracy, oby jutro wszystko się zgadzało. Czeka mnie ultra wczesna pobudka! Tzn. dla niektórych to pewnie chleb powszedni, często muszą wstawać o tej godzinie i wcześniej, żeby zdążyć na uczelnię, do pracy, no ale ja ten... mieszkam 5 kroków od uczelni, pracę najwcześniej zaczynam  o 9... a jutro pobudka najpóźniej o 6:30! Dlaczego? Idę do fryzjera na 8, w końcu na te refleksy. Jestem bardzo ciekawa efektu. Uwielbiam swoje włosy i ich kolor, ale jednak coś nowego jest wskazane po tylu latach jednego i tego samego koloru. Zawsze można wrócić do swoich. Choćby miało to oznaczać długie lata zapuszczania włosów.
    Nic konkretnego, ciekawego się u mnie nie dzieje, nie mam też za bardzo siły ani weny pisać czegoś tematycznego, jutro najprawdopodobniej zrobię jakiś Christmas Tag. W ogóle to dostałam prezent od szefowej! Okropnie się zdziwiłam, bo dostałyśmy z Agą już jeden na Mikołajki, co również było bardzo dużym zaskoczeniem, dzisiaj same sprezentowałyśmy jej drobny upominek, jednak prezent "pod choinkę" przebił wszystkie moje oczekiwania! Co prawda jeszcze nie otwierałam, i czekam z tym na wigilijny wieczór, ale sam fakt! Strasznie ciepło ostatnio się na dworze zrobiło, co nie powiem, trochę mnie rozczarowuje. Tzn. przyzwyczaiłam się już do ciepłego grudnia i praktycznego braku zimy, ale jednak zawsze jakiś tam skrawek nadziei na śnieżne Boże Narodzenie pozostaje. Do Niemiec wyruszamy w czwartek z rana o 5, miejmy nadzieję, że podróż jakoś minie. Brak śniegu chociaż w tym aspekcie jest pozytywną rzeczą. Mam ochotę na jakiś dobry serial! Najlepiej w stylu Pretty Little Liars! Macie może jakieś propozycje? Co tam, że cały styczeń zawalony egzaminami, na seriale zawsze czas się znajdzie. Póki co czekam na kolejny sezon PLL, ale nie powiem, chętnie wciągnęłabym się w jeszcze coś innego. Może jakaś dobra książka? Tak dawno nie czytałam. Wspomożecie? Help!
    Zrobiłam krok w pisaniu recenzji! Zrobiłam szczegółowy "plan wydarzeń" artykułu, i teraz przynajmniej pogrupowałam sobie informacje, które muszę szukać. Przekopywałam internet w poszukiwaniu pasujących książek, jednak moje starania poszły na marne. Muszę jednak przyjąć inną strategię, i nie będę szukać konkretnych książek, tylko po prostu poprzez słowa klucz. Uznałam, że nie będę się do tego jakoś tak mega bardzo przykładać, ponieważ nigdy tego nie napiszę. A ja znów o tej recenzji, co? Ja tak mam, że lubię sobie czasem (często) ponarzekać. Lepiej już kończę, bo cała notka będzie napisana w tym stylu, i jeszcze "pozarażam" wszystkich moim narzekaniem.


sobota, 19 grudnia 2015

Such a lazy day.

    
    Takim późnym wieczorem postanowiłam, że coś tu jeszcze dzisiaj naskrobię. Dni zleciały na nie robieniu niczego konkretnego, praca, w końcu wolne!, wczoraj piwko, dzisiaj leniuchowanie, a jutro cały dzień w pracy. Tak mi się nie chce! Mam okropnego lenia. A drugą sprawą jest to, że przez tą głupią presję, ta praca nie sprawia już mi takiej przyjemności. No kurde, to nie ode mnie przecież zależy ile klientów do mnie podejdzie. To prawda, że na sprzedaż mam duży wpływ, w końcu najczęściej ode mnie zależy to jak przedstawię produkt, i czy ktoś się na niego skusi. Ale jeśli NIE MAM komu czegokolwiek zaproponować, no to kurde, siłą rzeczy nie jestem w stanie wepchnąć nikomu. Mam podejść do kogoś i przyciągnąć go do stoiska? Yhh... Już i tak przestałam się tym przejmować. Póki co wciąż jest mi tam w miarę dobrze, ale nie byłoby dla mnie problemem poszukanie czegoś innego. Odkąd w ogóle zaczęłam pracować, to stałam się bardziej na to otwarta, i szczerze mówiąc, nie wiem czy mogłabym już nic nie robić. Nawet teraz czasem pomimo, że i tak już nie mam tak dużo wolnego czasu, to się nudzę, jeśli nie zajmę się niczym konkretnym. 
    Miałam iść dzisiaj do fryzjera. No właśnie - miałam. Chciałam poprawić te moje refleksy, ale Ż. zadzwoniła do mnie i powiedziała, że niestety nie ma u niej wody. A w sumie zależało mi, żeby zrobić je teraz, jeszcze przed świętami, a wątpię, że przez te dni znajdzie się jakikolwiek termin. No ale trudno, siła wyższa, na którą nie mamy wpływu. I coś dzisiaj jest jakiś dzień pechowy co do wody, bo od kogoś z wyższych pięter zaczęło do naszych mieszkań przeciekać woda, sufit w łazience mamy w zaciekach. Ten urok życia w bloku.
    Idę zaraz spać. Umyję szybko naczynia i idę spać. Kompletnie się dzisiaj nie wyspałam. Obejrzałam przedtem "Szósty zmysł", i poczułam się senna. Jeszcze tylko 5 dni! Sama nie wiem, dlaczego czuję się taka szczęśliwa na ten świąteczny czas, ale myślę, że ma to duży związek też z tym, że spotkam się z mamą chociażby. Choć na częstotliwość naszych spotkań w tym roku nie narzekam. W przyszłym będzie pewnie gorzej, ale myślę, że uda się pogodzić te rzeczy. Jak się chce - to się da, i tyle. I PRAWIE zaczęłam pisać recenzję! Mówię prawie, bo co prawda wzięłam się za czytanie tego artykułu takie dokładniejsze, ale i tak, opracowywać mój plan "wydarzeń" i wszystko po kolei zacznę dopiero w poniedziałek. Zostało i tak bardzo mało czasu, a muszę to napisać. I tak zapewne nie będzie w stanie sprawdzić blisko kilkuset recenzji w kilka dni, ale napisać to jakoś trzeba. Na ocenie mi jednak nie zależy. 
    Na początku pisałam, że mam pomysły na notki. Przyszło co do czego, to kompletnie nie wiem, co ciekawego stworzyć. Myślę, że najlepsze pomysły przychodzą spontanicznie, dzisiaj jednak moja kreatywność spoczęła na laurach. Muszę poprzeglądać blogi, i się czymś zainspirować. Może jakiś Christmas Tag? I chciałabym zmienić szablon bloga, ale póki co nie jestem w stanie nic ciekawego zrobić... Photoshopa nie mam, a i tak jakbym miała, to musiałabym przypomnieć sobie mnóstwo rzeczy. "Marzy" mi się taki zwykły, prosty, skromny, klasyczny szablon. No i w końcu będzie to powiedzmy "autorskie". Znacie może jakieś dobre programy oprócz PS, w których coś tam będzie można stworzyć? Dajcie znać, będzie super. No a teraz wzywają mnie naczynia w zlewie (chwała zmywarkom, i zazdrość ich posiadaczom) a potem cieplutkie łóżko.

środa, 16 grudnia 2015

Moja pielęgnacja twarzy.

    
    Cześć! Postanowiłam zrobić dzisiaj coś tematycznego. Postawiłam tym razem na moją obecną pielęgnację twarzy. Opowiem również co nie co jak moja cera wygląda teraz, oraz jak wyglądała kiedyś i przez co przechodziłam. Zdjęć nie będę dodawać, bo wtedy cała moja anonimowość tutaj poszła by się... ekhm. Zacznę od faktu, iż mam cerę problemową. Bywało lepiej lub gorzej, jednak do tej pory nie jest ona doskonała. Pierwszy trądzik z tego co pamiętam pojawił się jakoś w 5 klasie podstawówki. Nie pamiętam jak on wtedy wyglądał, jednak z tego co kojarzę, już wtedy pojawiały się na mojej twarzy zaskórniki i od czasu do czasu ropne pryszcze. Oczywiście wtedy jeszcze nic specyficznego do twarzy nie stosowałam. Któregoś razu jak użyłam do mycia twarzy żelu z Under20 mojej siostry, to skóra schodziła mi praktycznie płatami. Miałam zbyt delikatną cerę, a żel okazał się za silny. O żadnym kremie wtedy nie było mowy. Nie jestem jednak pewna, czy nie przemywałam wtedy cery jakimś tonikiem. Suma sumarum - trądzik nie znikał, a wręcz przeciwnie - było go coraz więcej. I to wyjątkowo uparty rodzaj trądziku - oprócz ropnych pryszczy, cała moja twarz była obsypana zaskórnikami zamkniętymi, z którymi męczę się do dnia dzisiejszego. Pamiętam mój epizod u kosmetyczki, kiedy ta robiła mi zabieg, którego nazwy nie znam, polegający dostarczaniu mojej cerze ozonu (?! - o ile dobrze pamiętam), za pomocą prądu. Zabieg miałam robiony kilka razy, jednak nie pamiętam by były po tym jakieś spektakularne efekty. Jednak już wtedy dręczyło mnie coś jeszcze  - trądzik neuropatyczny. Czyli przede wszystkim wielokrotne rozdrapywanie strupów powstałych po pryszczach, a przy tym utrudnianie w procesie ich gojenia, a co za tym idzie powstawanie szpetnych blizn. Już w wieku 14 lat w drugiej klasie gimnazjum zaczęłam używać podkładu. W międzyczasie odwiedzałam panią dermatolog, która przepisała mi dwie silne maści - Davercin i Locacid. Miałam nimi smarować twarz na przemian. I wiecie co? Zadziałało! Cała kuracja trwała dobre 3-4 miesiące, skóra na twarzy łuszczyła mi się okropnie, ale nie miałam na twarzy ani jednego zaskórnika. Pamiętam jak podeszła wtedy do mnie koleżanka i powiedziała: "I., Ty nie masz już pryszczy!". Moja radość nie trwała długo, ponieważ po dłuższym czasie stosowania tych specyfików musiałam je dostawić, z tego względu, że był to antybiotyk. I co? I wróciło. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że nie powróciło już aż tak dużo, jak było wcześniej. Używałam wtedy do pielęgnacji kremu, żelu i toniku z firmy Bandi. Jednak nie mam pojęcia kiedy przestałam to stosować. Na wakacjach w 2012 roku byłam również na manualnym oczyszczaniu twarzy. Chodziłam cała czerwona przez 3 dni, po czym po niecałych dwóch tygodniach wszystko powróciło. Tak, wiem, takie zabiegi powinno się powtarzać. Ale tyle co ja się wtedy nacierpiałam, a potem chodziłam z masakrowaną twarzą, to nie mogłam sobie pozwolić na to w trakcie szkoły. I dodatkowo koszty - 120 zł za zabieg jednak piechotą nie chodzi. Od tamtej pory testowałam różne specyfiki, jednak za cholerę nie mogę przypomnieć sobie konkretów. Z kremów z tego co pamiętam rezygnowałam, ale tonik zawsze wchodził w ruch. Makijaż zmywałam z tego co pamiętam mleczkiem, co za którymś razem kosmetyczka mi odradziła, bo mówiła, że mleczka strasznie zapychają pory. Dodatkowym ogromnym problemem było dla mnie świecenie. Dalej moja twarz jest czasem latarnią, jednak zauważyłam, że problem się trochę zmniejszył. Hormony? Nie mam pojęcia, co tak naprawdę w moim przypadku na to wszystko wpływa. A obecnie? Obecnie moja cera jest w dość dobrej formie. Co prawda te cholerne zaskórniki zamknięte są cały czas obecne, jednak jest ich coraz mniej. Wiadomo, zdarzają się dni, kiedy pojawia się wysyp, a z niego tworzą się stany zapalne, jednak takie sytuacje zdarzają się zdecydowanie rzadziej. Trądzik neuropatyczny jednak wciąż mi dokucza, nawet przed chwilą zdrapałam strupa na brodzie. I te okropne blizny... to one tak naprawdę teraz szpecą moją twarz, i głownie z ich powodu używam w codziennym makijażu podkładu. A teraz do konkretów.

 Jak wygląda moja aktualna pielęgnacja? 

Do mycia twarzy: 
-aktualnie żel do mycia twarzy z Barwy, Siarkowa moc. Jednak na dniach przerzucam się na żel do mycia twarzy z Bioliq, ponieważ ten z Barwy już się kończy. Wrażenia pewnie opiszę w notkach. Żel stosuję raz dziennie, wieczorem do zmywania makijażu.

Do przemywania:
-Tonik ogórkowy z Ziaji od kilku dni, wcześniej tonik antybakteryjny również z Barwy. 


Krem na noc:
-BingoSpa, krem złuszczający z 5% kwasów AHA, kiedyś krem nawilżający z Barwy. - pomyślałam, że skoro kiedyś pomogły mi mega złuszczające maści, to może taki krem również sobie poradzi?

Krem na dzień: 
-Bioliq, krem matujący do cery trądzikowej, kiedyś krem matujący oraz nawilżający z Barwy. (Tak, miałam całą serię :) )

Maseczki:
-BingoSpa, Błotna maska do twarzy z kolagenem - skóra po niej jest super miękka i nawilżona, następnym razem sięgnę po Redual+

Peelingi:
-Peeling enzymatyczny do cery tłustej, Ziaja - mam wrażenie, że mnie zapycha, Dużo lepiej wg mnie sprawował się peeling enzymatyczny z tej firmy do cery wrażliwej, jednak wydawało mi się, że na moją oporną i grubą skórę był za słaby. 

    Staram się za bardzo nie kombinować i nie przesadzać. Używałam kiedyś przez 3 miesiące BioOil na blizny, jednak nie zauważyłam specjalnej różnicy i porzuciłam to. Może nie powinnam? Ciągle walczę aby osiągnąć ładną cerę, niestety jest to jak walka z wiatrakami. Mam jednak nadzieję, że kiedyś jakimś cudem uda mi się osiągnąć mój cel, a jeśli tak będzie, to koniecznie się tym podzielę z Wami, bo wiem, że mnóstwo ludzi boryka się z tym wyjątkowo opornym rodzajem trądziku. A możę Wy znacie jakieś pomysły, sposoby, jak pozbyć się zaskórników zamkniętych? HELP!

   To tyle na dziś, postaram się na bieżąco całą pielęgnację aktualizować, a następnym razem dodam notkę o moich kosmetykach do makijażu. 




poniedziałek, 14 grudnia 2015

Trochę o moich postanowieniach.

 
     Już 5 dni nie pisałam? Kiedy to zleciało? W czwartek praca, w piątek egzamin z Owinu, zakupy i szukanie prezentów, w sobotę to samo, cała niedziela w pracy, i o to jestem dopiero teraz. To i tak, ze odpuściłam sobie dzisiaj ubezpieczenia i rachunkowość - kompletnie nie chciało mi się ruszyć dupy, a i tak z ubezpieczeń są to ostatnie zajęcia, na których dwie grupy przedstawiają prezentację na dany temat, a na rachunkowość i tak za bardzo się nie przygotowałam, a jedną nieobecność mogłam wykorzystać. Na rynki finansowe za to pójdę, bo już raz nie byłam. A i tak najczęściej nie trzyma nas tam dłużej niż godzinę, bo samej jej się nie chce siedzieć. Recenzja przełożona - pisałam już? Może, ale i tak to cudowne! Egzamin z Owinu zaliczony, dał te same pytanie, co rok i dwa lata temu, w tym tygodniu zostało jeszcze te nieszczęsne kolokwium z finansów. Tym razem to ja liczę na to, że da to samo co innym grupom, i naukę ograniczę do minimum. Zwłaszcza, że te 25 zagadnień są baaaaardzo czasochłonne do opracowania, już nie mówiąc o nauce. Ale mimo wszystko myśl, że to ostatni tydzień zajęć przed świętami, a za 1,5 tygodnia będę już w Niemczech jakoś znacznie umila czas. Wszystkie prezenty praktycznie już kupione, za to mój portfel ogromnie ucierpiał, oj ucierpiał. Ale to nie jest moim zdaniem aż tak ważne, miło jest sprawić komuś coś, co się spodoba i wywoła uśmiech.
    Pod koniec stycznia będziemy musieli znaleźć inne mieszkanie, albo szukać współlokatora za mojego brata, który się wyprowadza. A nie ukrywam, że ta lokalizacja, w której aktualnie mieszkam jest jak dla mnie wymarzona: budynek, w którym mam języki, znajduje się 10 m przed moim blokiem, a do pracy mam 3-4 przestanki. Choć i tak być wybrednym w wyborze mieszkania we Wrocławiu nie popłaca, bo ceny są kosmiczne i kompletnie nieadekwatne do standardów. No ale cóż, każdy chce zarobić. To jest bardzo dobry interes. Wziąć kredyt, kupić mieszkanie, wynajmować, podczas gdy wynajmujący spłaca Ci kredyt, być może Ty coś jeszcze z tego dostaniesz, a mieszkanie i tak jest Twoje. Słowo klucz  brzmi jednak - kredyt. Cóż trzeba zrobić aby go dostać? Mieć odpowiednią zdolność kredytową. A skąd ta zdolność kredytowa? Ano z dobrze płatne pracy. W jaki sposób znaleźć dobrą pracę? To jest właśnie PYTANIE. Biedny nasz żywot, oj biedny.
    Już powoli "opracowuję" swoje postanowienia noworoczne! Trzeba jakieś mieć. Póki co priorytetem jest wzięcie się za siebie, za swoje ciało. Praktyczny brak sportu oraz pozwalanie sobie na bombowo-kaloryczne zachcianki dało się we znaki. A i dla zdrowia lepiej jest trochę się poruszać, czy zdrowiej odżywiać. Może kogoś namówię na fitness co najmniej raz w tygodniu? Samej ciężko się zmotywować, razem jest to dużo łatwiejsze. Mój cellulit na tyłku, którego jeszcze kiedyś praktycznie nie było, teraz musi zniknąć. Drugą rzeczą jest brak poprawek z żadnego przedmiotu. Tak, tak, pokonam tę rachunkowość! Zwłaszcza, że już nieraz udowodniłam sobie, że jeśli chcę, to potrafię. Prawda moja czwóreczko z matmy finansowej? Wziąć się po prostu za wszystko odpowiednio wcześnie. Wiem, że dam radę. Trzecią rzeczą jest odłożenie trochę pieniędzy. Przyjdzie styczeń, a wraz z nim czas, w którym na szczęście nie zapowiadają się żadne wydatki na prezenty, ani inne, i już z R. powiedzieliśmy sobie, że będziemy odkładać pieniądze na konto. To też da się zrobić. Zwłaszcza, że wbrew pozorom mamy do tego warunki. Czyli następna moja wypłata w większości zostanie przeznaczona na konkretnie, bliżej nieokreślony cel. Najprawdopodobniej na auto. Moje biedne, nieużywane prawo jazdy siedzące w portfelu na coś musi się przydać. A czwarta rzecz? Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś przyjdzie z czasem. A zobaczycie jak miło będzie otworzyć tę notkę za równy rok, i albo trochę wyśmiać, to co tutaj piszę, albo przybić sobie samej piątkę i pogratulować sukcesu. Trzeba coś zacząć w końcu robić, a nie bezczynnie wegetować. Tamten rok przeleciał mi na nic nie robieniu, a fakt, że tak cholernie szybko on minął sprawia, że uświadomiłam sobie coś na temat ulotności chwili. Aż nie chce mi się myśleć co będzie choćby za 10 lat. Chciałabym się na tych moich 20 latach zatrzymać. Naprawdę. Tak mi dobrze.

    Jeszcze trochę!

środa, 9 grudnia 2015

Dylemat - co dalej?

     
   Ale jestem zła! Wiedziałam, że coś w końcu stanie mi na drodze! Czekałam z niecierpliwością na piątek, aby pójść spokojnie pokupować prezenty, i z ciekawości zaglądnęłam na stronę x-kom aby oglądnąć jakieś ciekawe gadżety, i zauważyłam, że zniknął z oferty Sony Smartwatch 2 silikonowy, czarny, który zamierzałam kupić mojemu R.! Obdzwoniłam sklepy we Wrocławiu, w obu zgodnie stwierdzono, że zmienił się dostawca, i przy ostatnim zamówieniu przyjęto jedynie srebrne i czarno szare. Nie byłoby w tym wielkiego problemu, gdyby nie to, że są one znacznie droższe! Zostaje przeszukiwanie całych internetów i ewentualnie allegro, jednak osobiście boję się kupować tak drogie rzeczy "na odległość". A już zwłaszcza w dobie miliona podrób, które cholernie ciężko rozróżnić od oryginałów. No nic, czeka mnie trochę więcej "pracy" przy tym niż myślałam. Jedyny plusem jest jednak to, że przełożyła nam termin recenzji! Zlitowała się! Nie to, żebyśmy mieli zbyt mało czasu, bo dwa miesiące nim nie jest, ale jednak cieszę się, że nie będę musiała tego pisać na wariackich papierach. Chociaż temat już wybrałam! Po zajęciach spontanicznie pojechałyśmy z dziewczynami do sklepu, w którym są świetne ciuchy za naprawdę niewielką cenę. Jest to coś w rodzaju lumpekso-outletu, w którym można znaleźć po jednej, po dwie sztuki danej rzeczy, jednak są one w dobrym stanie z metkami. Trzeba mieć czas oraz siłę, żeby trochę tam poszperać, ale na pewno warto. Ja dzisiaj byłam w roli towarzysza ze względu na mój pusty portfel, ale na dniach na pewno tam skoczę. Może wybiorę coś dla mamy? Dobrze by było mieć już prezent dla niej z głowy! Następnie poszliśmy na rynek na jarmark, dziewczyny piły grzańce, ja ze względu na to, że tego nienawidzę (wprost nie cierpię wina), zamówiłam sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną, którą okropnie się zasłodziłam. Ale chociaż posiedziałyśmy, ogrzałyśmy się i pogadałyśmy. Nie mam pojęcia jakim cudem w tamtym roku nie byłam ani razy na jarmarku. Klimat jest cudowny! Muszę jeszcze raz odwiedzić wszystkie stoiska wieczorem, kiedy jest już dość ciemno, a jedynym oświetleniem są piękne światełka, które o tej porze wyglądają przecudnie. Sylwester jest już opłacony, bardzo się na niego cieszę. Myślę, że nie będę przywiązywać dużej wagi co do stroju, wybiorę coś pewnie z szafy. Ewentualnie skoczę do moich ulubionych lumpków i może coś ciekawego wyszperam. Wam też tak szybko leci czas? Cholera, jeszcze dokładnie pamiętam, jak latałam za prezentami w tamtym roku, jak wyjeżdżaliśmy do Niemiec na święta, jakiego nieszczęsnego miałam sylwestra... Masakra. Nigdy ten czas tak nie zasuwał, czuję, że trzeba go wykorzystywać na milion procent. 
   Już 16 grudnia muszę być w miarę zdecydowana na specjalizację. Czy jest ktoś tutaj, kto również studiował Finanse i Rachunkowość i może mi coś doradzi? Do wyboru mam: Rachunkowość i Auditing, Rachunkowość i Podatki, Rynki Finansowe, Zarządzanie Finansami oraz Ubezpieczenia i Bankowość. Jestem w ogromnej kropce. Rynki odpadają! Ani trochę mnie to nie interesuje, i wiem, że będę się męczyć. Najrozsądniejszym wyborem byłoby coś z rachunkowością, myślałam konkretnie nad podatkami, ale z drugiej strony ta rachunkowość, którą tak ciężko mi się uczy...Choć wiem, że jak posiedzę, poćwiczę, to jest w stanie nauczyć się wszystkiego. Ale jednak najciekawszą opcją dla mnie są te Ubezpieczenia lub ewentualnie Finanse. I teraz największy dylemat ever - rozsądek czy zainteresowania? Już raz poszłam za rozsądkiem - wybierając kierunek studiów. Może teraz czas na to, aby zacząć uczyć się tego, co chociaż trochę wydaje mi się ciekawe? Co Wy o tym myślicie? Macie jakieś zdanie o tym, doświadczenie? Byłabym wdzięczna, za jakiekolwiek rady. Z drugiej strony podobno ten cały wybór specjalizacji nie jest aż tak ważny. Tzn. w CV i tak nie ma wzmianki o specjalnościach, jedynie o uczelni i kierunki. Drugą sprawą jest to, że kończąc studia mamy tylko i wyłącznie papierek - wszystkiego uczymy się tak naprawdę w pracy. Uwierzcie mi, najczęściej z zajęć wychodzę z tym z czym przyszłam. A to co my robimy, i tak ogromnie różni się od tego czym będziemy się zajmować w zawodzie. Absurd? Jasne, że tak.
    Idę zaraz zjeść moją najukochańszą, najlepszą, najpyszniejszą zupę pomidorową, a potem pouczę się do testu z Owinu. Nic konkretnego nie robię, a czuję się tym wszystkim zmęczona. Jak to jest?

wtorek, 8 grudnia 2015

Przygotowania do świąt.

   

    Przed chwilą wróciłam z angielskiego, na szczęście nie męczyła nas za bardzo, i przez to zaskakująco szybko te 1,5 godziny minęło. Wczoraj nie pisałam, bo jakoś nie mogłam za bardzo złapać jakiejkolwiek weny. Chciałam się wziąć za esej, ale i to mi umknęło. Zamówiłyśmy z mamą wiele rzeczy w aptece internetowej, i na stronie amincer. Muszę iść jeszcze przed pracą do kantoru i do bankomatu, a potem przekazać pieniądze na sylwester koledze. Byle do czwartku! Ten mój (i zapewne 90% Polaków) ulubiony dzień w miesiącu. I nie, nie chodzi tu o czwartek, a chodzi tutaj o konkretną datę, czyli dziesiątego! W sobotę wybieramy się pokupować prezenty, mam nadzieję, że natkniemy się na coś ciekawego, bo mam niemały problem z wymyśleniem czegoś ciekawego dla mamy. Nie wiem jak wy, ale ja czuję klimat świąteczny w 100%! I mówcie sobie co chcecie, ale pomimo tradycji ubierania choinki w wigilię, ubiorę ją już jutro! Zwłaszcza, że na sam okres świąteczny nie będzie mnie we Wrocławiu, a uwielbiam przebywać i popatrzeć na ustrojony stricte w świąteczny klimat pokój. Właśnie słucham świątecznych piosenek, które to wszystko doskonale dopełniają. I cytując jedną (każdy zapewne domyśli się którą) - I don't even wish for snow  - nawet mimo braku prawdziwej zimy z białym puchem, bez problemu klimat świąt można poczuć. Uwielbiam to! Coś w tym jest, naprawdę jest coś w tym okresie, gdzie uśmiech sam pojawia się na twarzy, i można poczuć się szczęśliwym. Zwłaszcza jeśli może spędzić ten czas ze swoimi najbliższymi, z dala od wszelkich technologii, czyt.  laptopu, telefonów telewizji, a tylko skupić się na sobie, na rozmowach. Banalne? A jakże, ale za to jakie prawdziwe i cudowne. Myślę, że każdy powinien w ten czas popaść w chwilę zadumy, pomyśleć o tym jak byśmy chcieli aby nasze życie wyglądało, co byśmy chcieli zmienić, aby nam się lepiej żyło, spróbować naprawić to, co dotychczas się popsuło, a najprawdopodobniej baliśmy się cokolwiek z tym robić, a przede wszystkim mimo wszelkich niezgodności, kłótni z osobami, na których nam należy, w końcu przyjść, usiąść, porozmawiać. Nie wszyscy lubią święta, i naprawdę potrafię to zrozumieć. Do pewnego czasu też ich nie cierpiałam. Tzn. jako dziecko, zawsze czekałam na te dni, i to niekoniecznie ze względu na prezenty. Święta kojarzyły się od zawsze z czymś ciepłym, wesołym. Drugą sprawą jest to, że nie zawsze tak było, i cały czar tego czasu prysł. Nie będę tu szczegółowo opowiadać jak do pewnego czasu to wyglądało - chcę też to po części wyrzucić z pamięci. Dlatego teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać, kiedy każdy z nas odciął tę nić dzielącą przeszłość od teraźniejszości, i kiedy w końcu udało się przywrócić życie na poprawny tor, pragnę aby wyglądało to wszystko, tak jak powinno być. I nie mówię tu stricte o świętach. I wiecie co? Tak właśnie jest. I to bez żadnego fałszu, bez żadnej sztucznej uprzejmości i uśmiechów, a z najprawdziwszą szczerością. Bywa różnie - fakt. Ale w pewnym momencie całkiem inaczej się do tego podchodzi. I naprawdę ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM TEGO. I to w dużej mierze w nas drzemie ogromna rola tego, jak to wszystko się potoczy. I cieszcie się, że macie rodzinę, macie kogoś bliskiego, to jest naprawdę cud. I nie zmarnujcie tego. I cytując po raz drugi już inną piosenkę - "Czasem jest śmiech, czasem są łzy" - takie jest życie. Ale warto się cieszyć tymi lepszymi chwilami i na nich się skupić. Wiem co pomyślicie, "to tylko takie gadanie". Otóż nie. Można poczuć tę prawdziwą "magię świąt", naprawdę. 
     A jak Wam idą przygotowania do Bożego Narodzenia? Prezenty już kupione? Choinki ubrane, czy czekacie tradycyjnie do wigilii? Udało mi się wczoraj kupić cotton balls! Jestem mega zadowolona, bo przepięknie zdobią nasz pokój. Miałam mały problem aby je przyczepić, jednak coś wymyśliłam, i udało się. Jest tylko jeden mały problem... żeby je włączyć i wyłączyć muszę wchodzić na swoją komodę! :D Jednak trochę gimnastyki dobrze mi zrobi, a może i to jeszcze udoskonalimy :) Wstałam specjalnie wcześniej, i przed zajęciami poszłam do biedronki z ogromną nadzieję, że cokolwiek jeszcze zostanie. Zostały cztery opakowania tych światełek, na szczęście moje "wymarzone" białe czekały specjalnie na mnie, ha! Już nie mogę się doczekać wyjazdu do Niemiec. Zaraz biorę się za recenzję, chcę już choć trochę zacząć tego pisać, bo moje lenistwo sięga zenitu! Głupie finanse... a ten głupi wybór specjalizacji! Jestem w kropce, nie wiem czy brać coś bardziej konkretnego, ale za to jak dla mnie dość ciężkiego do nauczenia, czy raczej coś bardziej ogólnego, ale za to ciekawszego. I dziękuję bardzo za jakże zaskakujący pierwszy komentarz! Super, że ktoś poświęcił choć chwilę na czytanie moich wypocin. 

    Czas nas goni, why so fast?!

    

sobota, 5 grudnia 2015

Psia mama!



     Piszę po krótkiej przerwie. Coś nie miałam w ogóle jakiejkolwiek weny na notki. A zamierzałam coś napisać w czwartek, jednak na chęciach się skończyło. Wczoraj byłam wyjątkowo w pracy, dzień zleciał przez to błyskawicznie, wieczorem wpadli jeszcze znajomi, a ja dzisiaj wpadam do koleżanki. W końcu muszę się wziąć za esej. MUSZĘ! A i tak mimo wszystko ciężko znaleźć mi czas na wiele rzeczy, zwłaszcza, że na uczelni coraz więcej zaliczeń. Już trzeba coraz intensywniej myśleć o prezentach. Pomysłu na prezent dla mamy nie mam w ogóle. Mam wrażenie, że najpotrzebniejsze rzeczy już ma, a prezent typu ubranie jest bardzo ryzykowny, z tego względu, że nasze gusta dość się różnią... Ehh, ktoś, coś? Macie może jakieś pomysły? Co kupujecie swoim bliskim? Chyba pierwszy raz mam z tym problem. A tak w ogóle to jestem spłukana, czekam do 10-tego niecierpliwie. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale zdecydowanie muszę to wszystko stanowczo przystopować. Gdzie się podziała dziewczyna, która oszczędzała wszystko co się dało?
    Tak jak w tytule, została psią "mamą"! Co prawda tylko na weekend, ale zawsze coś. Fajnie jest się cofnąć do tego czasu, kiedy sama miałam pieska. Uwielbiam psy. Najpiękniejsze, najlojalniejsze i najukochańsze stworzenia na świecie! Choć trochę czasu minie, póki zaadoptuję swojego. Jest to ogromny obowiązek, a do tego trzeba mieć przede wszystkim warunki i czas. Mam nadzieję, ze chociaż za te kilka lat będę mogła pozwolić sobie na takiego zwierzaczka w domu. Zaraz zaliczymy kolejny spacer. Ale szlag mnie trafia, kiedy widzę co chwili tabliczki zakazujące wprowadzania psów! Taki urok miast niestety, na dłuższy spacer trzeba wybierać się po prostu dużo dalej, co często bywa po prostu uciążliwe. Muszę iść jeszcze do sklepu po karmę.
    Zaraz jeszcze czeka mnie przygotowanie prezentacji z Ubezpieczeń, zadanie z finansów już zrobione. Kolokwium z Kaku zaliczone na zaskakującą ilość punktów, ale bardziej łaskawy dla nas nie mógł być. Cudowny człowiek - i to bez sarkazmu! Coraz bardziej podobają mi się te studia, tylko ten głupi, milion razy już tutaj wspominany esej! Nie mogę, po prostu nie mogę się za to zabrać.
    Mam ogromną ochotę ubrać choinkę. Myślicie, że to jeszcze za wcześnie? Ja wprost uwielbiam świąteczny klimat, a śnieg w Boże Narodzenie byłby najcudowniejszym prezentem! Choć zapewne z jakąkolwiek zimą możemy się pożegnać w tym i w przyszłych latach. W ogóle to planuję jeszcze w któryś dzień dodać notkę o pielęgnacji, tym razem twarzy. Mam plany również zrecenzować kilka używanych przeze mnie kosmetyków, lub stworzyć taki mały projekt "denko". Ogólnie, to mam kilka pomysłów na notki, jednak większość pewnie będzie przeważała tych zwyklakowych. Na tym głównie mi zależało!
    Kończę na dzisiaj, zbieram się za swoje "obowiązki", a odezwę się może jutro, ewentualnie w pojutrze. 
   
    W poniedziałek wyruszam na polowania cotton balls do biedronki!
   

środa, 2 grudnia 2015

Całkiem zwyczajny dzień.

 
    W przerwie między zajęciami a pracą znalazłam chwilkę, żeby wyskrobać tutaj kilka słów. Z dzisiejszego dnia jestem nawet zadowolona, kartkówka poszła dobrze, kolokwium przyzwoicie, myślę, że zaliczone, ale ta uczelnia potrafi przecież tak zaskakiwać. Pogoda jest całkowicie do dupy, aż się wszystkiego odechciewa... najchętniej zostałabym w domu, usiadła pod kocem z kubkiem pysznej, gorące herbaty i po prostu leniuchowała. Ale muszę iść do pracy, z tego względu, że zamieniłam się wczoraj, aby mieć wolny wtorek i trochę więcej się pouczyć. Choć na szczęście to tylko 5 godzin... oby ruch był! Ale nie zapeszam, bo zapeszanie w moim przypadku ma ogromną moc, a tego chcę za wszelką cenę uniknąć! Sylwester już dopięty na 99%, myślę, że fajnie się wybawimy. Nie jest to jakiś bal, ale spora impreza, z mnóstwem ludzi, muzyką z lat 80/90, z Radiem Wawa i w doborowym towarzystwie. Nie jestem jakoś mega wymagająca, ale cieszę się, że w tym roku chociaż spędzimy go jakoś inaczej niż zwykle. Święta w Niemczech, przepyszne uszka z barszczem na stole obowiązkowe! Możecie mi zabrać wszystko inne, ale uszka zostawić! A tak w ogóle (i tu kieruję moje pytanie do "potencjalnych" czytelników mojego bloga), czy wiecie może,  gdzie zjem dobre uszka z barszczem we Wrocławiu? Mimo, że to jest tak duże miasto, to nie ma większości najpyszniejszych rzeczy, które miałam na miejscu w rodzinnej miejscowości... no jak to tak! I ta nieszczęsna pizza tatarska, o której rodowity Wrocławianin nawet nigdy nie słyszał. A ja ją tak uwielbiam! W ogóle to wczoraj na osłodę niekonieczne dobrego dnia, po długiej długiej przerwie kupiłam czekoladę. Milkę. Truskawkową. I wpieprzyłam na raz! Czy jest ktoś chętny ze mną na Fitness? A tak na serio, to poszłabym się gdzieś poruszać, ale nie mam za bardzo z kim. Tzn. ludzie mają również swoje prace, i cholernie ciężko choć jeden głupi termin zgrać na chociażby spotkanie. Albo ja jestem padnięta po pracy, albo pracuję, albo inni pracują. No wszystko pod wiatr. Ale mimo wszystko jestem trochę takim typem samotnika i domownika. Dość często potrzebuję spędzić czas po prostu sama ze sobą, zająć się tym, co sprawia mi przyjemność, co dostarcza chwilę relaksu. Teraz dołączyło do tego ku mojemu zaskoczeniu nawet to blogowanie. Oglądanie głupot na youtube, przeglądanie końców internetów czy cokolwiek innego - marnotrawienie czasu? Być może, ale człowiek czasem potrzebuje takiego odmóżdżeni. Są oczywiście dni, kiedy porozmawiałbym z kimś, spotkała się, przebywała wśród ludzi, ale ja jako introwertyk nie muszę mieć tego pod dostatkiem. Potrafię zająć się sama sobą niekoniecznie się nudząc. Zwłaszcza, że mimo, że nie staram się dąć temu odczuć, jestem dość wybredna co do ludzi. Tzn. mam na myśli to, że nie z każdym się dogadam, nie złapię wspólnego języka. Ale dla mnie wcale to nie problem - trudno, nie wchodzimy sobie w drogę i tyle. Wolę to, niż jakieś sztuczne uśmiechy, zainteresowanie rozmową, zmienianie swoich poglądów, byle tylko rozmowa się toczyła. To nie dla mnie. Wolę mniej znajomych - a prawdziwych, niż tłumy - na pokaz.
    Muszę już powoli kończyć... Notka o niczym. Ale takie też się będą zdarzać. Nawet nie wiecie jak fajnie jest przeczytać coś takiego po kilku latach. Dlatego też zachowałam swojego bloga prowadzonego w podstawówce, i co jakiś czas go czytam. Ekhm, czytałam, bo z jakiegoś powodu już się nie otwiera -.- Może to chwilowe.
 
     Byle do wieczora.

wtorek, 1 grudnia 2015

Coraz bliżej święta i... mandarynki.

    

    Dzisiaj większość dnia spędziłam na nauce, przynajmniej Finanse są już w miarę ogarnięte, gorzej z Kakiem... ale liczę na łaskę pana K.! Ewentualnie ukryję tajne informacje na karcie wzorów... :D Choć w sumie przytaczając słowa M., pan K pewnie ma to głęboko gdzieś! Zwłaszcza zważając na to, jak wyglądały nasze zajęcia. Jedynie dwa zadania w 90 minut? Co to dla nas! Fakt faktem przesada w obie strony nie jest dobra, i taki całkowity luz nie jest wskazany, ale jednak muszę przyznać, że facet jest konkretny, i chyba jedyny, którego tak bardzo polubiliśmy w tym semestrze. Za to Finanse... Brr! Zajęcia owszem są bardzo ciekawe, i muszę przyznać, że chodzę na nie z przyjemnością, ale prowadząca lubi dowalić roboty nam, oraz również sobie, a jej decyzje są nieprzewidywalne. I to zaliczenie przedmiotu... Esej. Nigdy w życiu nie pisałam esejów na co najmniej 8 stron, a zwłaszcza na tematy z finansów publicznych. I tak, jeszcze nawet nie zaczęłam. Mam plan jednak wyrobić się z tym do końca następnego tygodnia. Czy wyrobię się z tym? Nie mam pojęcia, ale dużo czasu nie zostało. Mam nadzieję, że po prostu spokojnie zaliczę ten przedmiot. Że zaliczę ten semestr. Razem z tą pieprzoną rachunkowością! Błagam was duchy czegokolwiek i jakiekolwiek (wtf?), dajcie mi mega siłę i chęci!
    Nawet nie spodziewałam, że napisanie tutaj kilku słów dziennie będzie sprawiało mi taką przyjemność. Nawet jeśli nie komentujecie, serio! Tzn. byłoby mi bardzo miło, jeśli widziałabym, że kogoś choć trochę interesuje to, co tutaj piszę, że jest ktoś z kim mogłabym porozmawiać/ podyskutować w komentarzach na wybrane tematy, cokolwiek. Ale nic na siłę, również i bez tego miło mi się tutaj "zwierza" :)  Za to chętnie poczytałabym blogi innych. Również takie zwykłe, lifestyle'owe, ale nie tylko. Więc apeluję do moich potencjalnych czytelników: podlinkujcie mi tutaj swoje blogi, chętnie je odwiedzę!
    Już grudzień. Okropnie ten czas leci. Aż nie wiem czy się z tego cieszyć czy nie. Chyba nie. Myślę, że osiągnęłam ten wiek, na którym chciałabym się zatrzymać. Teraz będę się tylko starzeć... Co prawda nie osiągnęłam jeszcze choć połowy wyznaczonych "zadań", ale z drugiej strony nie jestem aż tak wymagająca. Tzn. własna rodzina, własne mieszkanie jest czymś całkiem normalnym i oczywistym w celach życiowych, ale reszta tak naprawdę jest drugoplanowa. Chcę znaleźć pracę, w której w miarę będę się realizować, oraz żyć szczęśliwie u boku ukochanego. Podróże również mi się marzą, ale to są dość odległe plany. A zwłaszcza w dobie ostatnich zdarzeń na świecie. Quo vadis Europo?! Ci u góry są sami sobie winni, szkoda tylko, że cierpią ci całkiem niezależni od decyzji władz. Ba! Że cierpią ci, którzy od początku byli przeciw! Tak właśnie jesteśmy tylko jednym, małym, nic nie znaczącym ziarnkiem piasku, po którym ludzie depczą. Dosłownie. Albo jesteśmy takim piaskiem w kuwecie. Ktoś z góry dosłownie na nas sra, a my dosłownie toniemy w gównie. DOSŁOWNIE. Kwestia czasu.
    Zaraz będą święta, a ja muszę koniecznie wybrać się w tym roku na jarmark. Poczekam jednak jeszcze trochę, aby bardziej poczuć ten klimat, który uwielbiam! Bez śniegu to nie to samo, ale nie bądźmy wymagający - taki klimat, a na to nie mamy wpływu. W Australii mają jeszcze gorzej! Wczoraj w budynku E na uczelni ktoś zjadł mandarynkę - idą święta, idą. A zapach mandarynek tak niemiłosiernie temu służy, że chyba kupię kilogram, i wpierniczę na raz! Uwielbiam! 
   Powoli myślę nad prezentami świątecznymi. Tzn. myślałam już dawno, ale nic nie wymyśliłam i teraz myślę intensywniej. I będę musiała się w z roku na rok coraz mocniej wysilać, taki urok. Ale sprawia mi to wielką przyjemność. Sama nie jestem wymagająca. Owszem, miło ujrzeć jakąś małą niespodziankę pod choinką dla siebie, ale tak naprawdę mogłoby to być cokolwiek, niekoniecznie prezent wartości połowy mojej wypłaty. Z drugiej strony dostać już gotowy upominek w postaci balsamu do ciała i żelu pod prysznic... Nie chodzi o konkretną zawartość, ale pójście na łatwiznę. Mógłby to być zwykły kubek czy skarpety, ale jeśli w sprezentowanie go został włożony pewien wysiłek, cieszy milion razy bardziej. Nie jest tak? 
    Za jakieś dwa tygodnie chcę ubrać moją małą białą choinkę. Niby wcześnie, ale poczuć ten klimat w mieszkaniu jest bezcenny! Uwielbiam święta. Teraz już tak. Nie te 5-6 lat temu, kiedy nie było świąt. Nie było przez Ciebie. Teraz już są. Więc pozwólcie mi się nimi tak cieszyć...

    Trzymajcie jutro za mnie kciuki!

poniedziałek, 30 listopada 2015

It's time to work a little harder.

     

    Przed chwilą wstałam z krótkiej drzemki, a za kilka minut idę robić spaghetti, na które tak miałam cały dzień ochotę, mniam! Trzeba sobie choć trochę umilić dzień, zwłaszcza, ze czeka mnie "satysfakcjonujący" wieczór na randce z KAK'iem - Kalkulacją i Analizą Kosztów. Dodatkowo mój wynik z pierwszego kolokwium z rachunkowości najecheła mi trochę na ambicje, i maksymalnie zdemotywował... Fakt, przyznałam, że zbyt mało czasu temu poświęciłam i to był błąd, na większy wynik nie liczyłam i byłam świadoma beznadziejności mojej pracy, ale mimo wszystko, jestem mega mega zła na siebie, że tego nie dopilnowałam. Będę musiała ostro spiąć dupę przy drugim, i tyle. Czeka mnie ogromna ilość pracy w tym semestrze, zwłaszcza, ze teraz wszystko się kumuluje. Kolokwium z Kaku w środę, do tego ta popieprzona karna kartkówka z Finansów, prezentacja z Ubezpieczeń na przyszły poniedziałek, kolokwium z Finansów w środę (które mam nadzieję przełożyć na za dwa tygodnie, please!), test z Owinu, a w międzyczasie pisanie eseju i praca. Tak, tak jak mówiłam - budzę się właśnie z palcem w nocniku, i nie zostaje mi nic innego jak ostro się spiąć i wszystko pozaliczać, zwłaszcza, jeśli te studia zaczynają mi się coraz bardziej podobać. Oj, za długo sobie na nich bimbałam, za długo. I jeszcze ten mój dzisiejszy mini dołek i brak motywacji utrudnia mi wzięcie się za cokolwiek. Ale ja marudzę, co?
     Właśnie dzisiaj przyszła mi przesyłka z wymiany, i muszę powiedzieć, że jestem mega zadowolona! Różnie bywa z tym kupowaniem w ciemno, ale koszula, na którą się wymieniłam pasuje idealnie. I to tylko za koszt wysyłki, albo nawet i nie, w końcu obie ją poniosłyśmy. Jak tak dalej pójdzie to wymienię całą szafę, a ubrań, w których już nie chodzę trochę się uzbierało :) Cały czas przekładam moje wyjście do lumpów, ale w sumie to chyba dobrze, zwłaszcza, że idę święta, a ja powinnam jak najwięcej kasy odkładać. No i potem sylwester. Właśnie! O. znalazła super ofertę na zabawę sylwestrową, i coś czuję, ze się świetnie wybawimy! Wcześniej planowany sylwester w górach oraz w Pradze nie wypalił, bo ceny niestety są kosmiczne. Rzeczywiście, trzeba wszystkiego szukać na długo długo przed większymi wydarzeniami, bo właśnie one są idealnym powodem do zarobku wszelkim właścicielom hosteli, hoteli, moteli czy czegokolwiek innego. Praga czeka, ale innym razem. A już tak się napaliłam! Byłam raz, a miasto wprost pokochałam. Jeszcze tam wrócę! 
    Jak ja sobie mogę jeszcze poprawić humor? Myślę, że oglądnięcie jednego odcinka Hell's Kitchen przed nauką nie zaszkodzi. A co się będę! Potem długa, relaksacyjna kąpiel, i będę wypoczęta jak po tygodniowym pobycie w Spa. Ale i tak przeraża mnie to wszystko... Dajcie mi siły!

sobota, 28 listopada 2015

Coś o moich włosach i aktualnej pielęgnacji.

    Postanowiłam poopowiadać troszkę o moich włosach i obecnej pielęgnacji. A tak w ogóle, to jestem pozytywnie zaskoczona moim zapałem do blogowania! Co prawda minęło dopiero kilka dni od założenia, ale najczęściej po tym czasie już moje chęci się kończyły. A tu jest wprost odwrotnie - mam ochotę podzielić się wieloma rzeczami. No ale czego to się nie robi, aby odwrócić uwagę od nauki! A następny tydzień będzie pod tym względem dość ciężki, przez "Szanowną" Panią prowadzącą, która krze wszystkie grupy w zamian za małą aktywność niektórych z nich. No ale cóż.
    Wrócę jednak do tematu i opowiem co nie co o "historii" moich włosów. Niestety póki co obędzie się bez zdjęć z młodszych lat, ponieważ tutaj w mieszkaniu we Wrocławiu takich niestety nie posiadam. Jak chłopak wróci z pracy, to poproszę go, aby zrobił zdjęcie moim aktualnym włosów, tylko ostrzegam - jest już ciemno a sztuczne światło jest jednym z najgorszych rozwiązań do robienia zdjęć.

                                                                 * * *
 
    Od zawsze miałam z natury proste włosy, raczej nigdy nie narzekałam na puszenie, za to jednak były i są one oporne w jakiejkolwiek stylizacji. Oceniam je raczej jako niskoporowate, lub średnio- zmierzające ku nisko. Sięgają one mniej więcej do połowy pleców, co postaram się uchwycić na zdjęciu. Choć z tą długością bywało różnie, i może w tym momencie się na chwilę zatrzymam i opowiem jak to bywało kiedyś. Pomijając lata mojej całkiem maleńkości, kiedy to zazwyczaj miałam włosy ścięte na krótko, góra do ramion, tak do Komunii były one (jak na każdą dziewczynkę przystało) zapuszczane po to, aby na tę uroczystość ładnie je zakręcić. Po Komunii, oczywiście czas na zmiany, i ciach! Długo zapuszczanych włosów już nie ma. Do końca podstawówki nosiłam włosy raczej sięgające do ramion, ewentualnie czasem trochę za ramiona. Pielęgnacja? A co to takiego? W tamtym okresie kompletnie nie zwracałam na to uwagi, a odżywki do włosów pewnie na oczy nie widziałam. Ale włosy były w dobrej kondycji - nigdy ich nie suszyłam ani tym bardziej nie prostowałam. Pamiętam jak kazano mi myć włosy szamponem z czarnej rzepy - a ja tego tak nienawidziłam! Głownie przez okropny zapach. A pewnie ta natura w szamponach jakoś tym włosom pomogło. Pamiętam jak w pierwszej klasie gimnazjum zaczęło się prostowanie (prostych z natury) włosów - no ale przecież każda dziewczyna wtedy je prostowała. A dodatkowej pielęgnacji jak nie było, tak nie było. Włosy przez ten czas urosły, aż pamiętam któregoś dnia, mama mi zaproponowała, żebyśmy poszli do fryzjera i je ścięli oraz wycieniowali. Zgodziłam się (God, why?!). Wyszłam dosłownie zapłakana, włosy miałam jakoś do końca szyi, stworzył mi się na głowie hełm, i tylko modliłam się, żeby jak najszybciej odrosły, a przez ten czas często jes po prostu wiązałam. Od tamtej pory miałam nowe postanowienie: zapuszczam włosy. I tak byłam konsekwentna w tym swoim zapuszczaniu, że zapominałam o jednej prostej rzeczy - podcinanie końcówek, bez czego to całe zapuszczanie mija się z celem.Nie pamiętam czego dokładnie używałam, ale podejrzewam, że w trakcie gimnazjum jakaś odżywka lub maska poszła w ruch. Ale wiadomo - drogeryjne szampony z SLS/SLES'ami, maski bez krzty potrzebnych składników, a przepełnionych za to silikonami. Ale włosy mimo wszystko sobie rosły, popełniałam niestety jeden błąd - spałam w mokrych włosach. Tak jak może to nie wpłynęło jakoś bardzo na ich kondycję, tak po prostu podczas spania mi się one odgniatały, a ładne proste włosy odeszły w zapomnienie. Na dodatek były masakrycznie przyklapnięte, z czym niestety borykam się do dzisiaj. Wtedy jednak nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Kiedy zaczęłam interesować się świadomą pielęgnacją włosów? Wydaje mi się, że był to jakiś środek liceum. Zaczęłam co nie co o tym czytać, i powoli wprowadzałam w życie kolejne zmiany. Nigdy nie farbowałam włosów, choć ochotę nieraz miałam ogromną. Od zawsze marzył mi się ładny orzechowy brąz, ale wizja comiesięcznego farbowania odrostów skutecznie mnie zniechęcała. Moje "marzenia" skończyły się na ostatnim piątku, kiedy to zrobiłam pierwszy raz w życiu refleksy na włosach. Tak jak wspominałam, są one jednak niewiele widoczne, dosłownie jakby włosy był muśnięte słońcem, ale na początku grudnia zdecyduję się chyba jednak na coś konkretnego. Jak wygląda pielęgnacja moich włosów teraz?
  • Szampony - na zmianę:
    a) Alterra, Glanz Shampoo Aprikose & Weizen
    b) Alterra, Volumen Shampoo Papaya & Bambus
    c) Syoss, Shampoo Intensive repair-care (raz, dwa razy w miesiącu aby mocniej oczyścić skórę głowy)
  • Odżywki d/s:
    a) Pantene Pro-V, Volumen Pur
  • Maski - na zmianę:
    a) Alterra, Haarkur Granatapfel & Aloe Vera
    b) Kallos, Keratin
    c) Kallos, Milk
  • Odżywki b/s - na zmianę:
    a) Gliss Kur, Liquid Silk
    b) Joanna, Keratyna
  • Do zabezpieczania końcówek:
    a) Garnier, Goodbye Damage - serum
    b) Biosilk, Maracuja Oil
  • Olejowanie:
    a) Olej kokosowy - aktualnie mam rafinowany, następnym razem sięgnę po ten 100% naturalny
    b) Olej arganowy
Wydaje mi się, że niczego nie pominęłam. Póki co nie wspomagam się żadnymi suplementami, ale tak jak wspomniałam już w dwóch postach, pewnie sięgnę za jakiś czas po Vitapil. Wcierek żadnych na razie również nie używam, systematyczność w tym wypadku to słowo klucz, a nie zawsze potrafiłam niestety jej dotrzymać. 

Co jeszcze robię dla swoich włosów? 
  • Przede wszystkim zrezygnowałam z wycierania ich ręcznikami, a w zamian stosuję zwykłą bawełnianą koszulkę. (Tutaj akurat jest ważne aby składała się w 100% z bawełny.)
  • Do rozczesywania mokrych włosów (tak, rozczesuję mokre włosy, bo gdybym tego nie robiła, pożegnałabym się z naturalnie prostymi włosami a przywitałabym się z nieuczesanym puchem, ale nie zauważyłam negatywnego wpływu przez to na kondycję moich włosów) stosuję grzebień z szeroko rozstawionymi ząbkami. 
  • Nie śpię w mokrych włosach
  • Jeśli już suszę, to staram się zawsze zimnym, ewentualnie letnim powietrzem, a strumień powietrza kieruję w dół
  • Nie prostuję, nie kręcę całych włosów, jedynie czasem przejadę prostownicą kosmyki przy twarzy aby się nie wywijały.
  • Ogólnie staram się olejować w miarę często, ale i tak nie robię tego tak często jakbym chciała. Czas to zmienić!
  • Praktycznie zawsze zabezpieczam końcówki którymś serum, lecz nie zapominam również o przerwach w używaniu silikonów.
PODSUMOWUJĄC:
Ogólnie moje włosy są nieproblematyczne, jednak oczywiście mam dni tzw. bad hair days, kiedy to są one tak nieposłuszne, że nic się z nimi nie da zrobić. Bardzo, ale to bardzo łatwo za to się niszczą, oraz są dość cienkie, a na dodatek ostatnio strasznie wypadają. Nie są mimo wszystko zbyt wymagające, i rzadko bywa tak, że nie polubią się z jakimś kosmetykiem. Narzekam jednak na to, że zazwyczaj są oklapnięte, a żeby były cały czas uniesione, musiałabym codziennie je myć i suszyć suszarką. Co do mycia - myję je co dwa, trzy dni, choć kiedyś miałam problem z nadmiernym przetłuszczaniem. I wiecie jaki jest w tym największy paradoks? Na przetłuszczanie włosów najbardziej pomogło mi olejowanie włosów olejem kokosowym. Więc zachęcam do próbowania, zwłaszcza, ze moim skromnym zdaniem, ten rodzaj pielęgnacji powinien być OBOWIĄZKOWY u każdej kobiety dbającej o swoje włosy :) A na koniec dodam zdjęcie moich włosów, w niestety okropnym świetle :( 

    To już chyba wszystko, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. I nie, moje włosy nie są rude. Kolor określiłabym bardziej jako złoty blond, jednak w słońcu i w sztucznym świetle mogą się wydawać nieco rudawe. Jutro cały dzień w pracy, ale myślę, że wieczorkiem coś tam wystukam tutaj.

   A ja w końcu muszę się wziąć za naukę... Chyba odpuszczę dzisiaj wieczór z Wami, przepraszam dziewczynki :(

czwartek, 26 listopada 2015

Paznokcie, praca i zimne piwko.

  
    Siedzę sobie na kanapie, maluję paznokcie nowym lakierem z Golden Rose Matte nr. 29, który dzisiaj zakupiłam (a kolor przepiękny!), i troszkę odpoczywam. Co prawda w tygodniu w pracy jestem tylko przez 5 godzin, i to dwa dni, jedynie niedziela jest 11-godzinna, ale zajęcia na uczelni jednak mimo wszystko robią swoje. Ale lubię sobie posiedzieć na tym stoisku. Tzn. lubiłabym bardziej, gdybym nie czuła takiej pieprzonej presji na dobry utarg. Ale czego ja mogłam się innego spodziewać, każdemu pracodawcy na tym zależy. Ale powinni też zrozumieć, że bywają dni, kiedy po prostu jest mega słabo, i my pracownice, nie zawsze mamy na to wpływ. Generalnie mamy wpływ na sprzedaż - owszem, kiedy już ten klient podejdzie, to duża w tym nasza rola, aby tak mu przedstawić produkty, żeby był skłonny do zakupu. Ale jeśli nikt, a nikt nie podejdzie nawet do stoiska, to jesteśmy bezsilne - telepatycznie nikogo do siebie nie przyciągniemy. Ale ogólnie to nie narzekam, bo nie jest to ciężka praca fizycznie, a jednocześnie jest powiązana z tym, czym między innymi się interesuję. Otóż pracuję na stoisku typu wyspa, i sprzedaję kosmetyki do ciała, włosów i twarzy. Ktoś może powiedzieć - co za "Ambitna" praca. A ja tak nie uważam. Jestem póki co studentką, i wolę dorobić sobie chociażby na takim stoisku na pół etatu niż nie pracować nigdzie. Wiadomo, super by było dokształcać się w międzyczasie w pracy związanej z kierunkiem studiów - ale za marzenia nie karają. Ja się modlę, aby ta praca znalazła się po tych studiach, teraz wystarczy mi sprzedaż kosmetyków, co sprawia mi pewną frajdę, i przyjemność. Przede wszystkim uwielbiam testować nowe produkty, a na pielęgnacji włosów mam mini obsesję. Co prawda często brakuje czasu na regularne zabiegi, przez co włosy nie są w tak dobrej kondycji w jakiej bym chciała, ale i tak uważam, że nie jest źle. Tylko te cholerne wypadanie... Eh. Chyba zamówię ten Vitapil. 
    Ostatnio zauważyłam, że zbyt dużo wydaję na pierdoły. A włączyło mi się to, od kiedy zaczęłam zarabiać sama. Słyszałam opinie, ze wtedy dopiero się oszczędza, i jaki to jest ból wydawać samodzielnie zarobione pieniądze - a ja mam odwrotnie! Cieszę się, że mogę odciążyć moją mamę (która pomaga mi jak tylko może, i za co jestem jej dozgonnie wdzięczna ). Czekam tylko na to, jak będę całkiem niezależna finansowo. Nie będzie tak łatwo utrzymać się z początku niezbyt wysokiej pensji, ale i tak miejscami mam uczucia, że mama jest zbyt dobra dla mnie i zbyt dużo dla mnie robi. Bardzo ją kocham za to, że tak jej na mnie zależy. Co do mojego wydawania - to tak, włączyło mi się po latach bycia maniakiem oszczędzania, i kupuję pierdoły. Często niepotrzebne. Wczoraj jak byłam na poczcie, znalazłam mydełko naturalne z olejkiem z trawy cytrynowej i olejkiem lawendowym i je kupiłam. No nie od razu, przemawiało ono do mnie już kilka razy jak odwiedzałam pocztę. Ale w końcu uległam! Choć i tak musiałabym powoli kupić coś do mycia twarzy, bo poprzedni żel mi się kończy. A w rossmanie na słynnych promocjach nakupiłam chyba zapasy na cały rok! Choć i tak nie pobiłam tych osób, które wychodziły  z 8 tuszami do rzęs, 5 podkładami i 3 pudrami. Kupiłam to, co już mi się kończyło i kilka rzeczy których nigdy nie miałam, a wiem, że wystarczą na dużo dłuższy czas. W miarę używania może opiszę tutaj krótkie recenzje tych kosmetyków. Ale podsumowując to wszystko, wiecie co Wam powiem? Nie warto sobie wszystkiego odmawiać. Jeśli mamy możliwość, a niekoniecznie będziemy przez to głodować przez następne dwa tygodnie - wydajmy nawet te pieniądze na to, co może dać nam choć odrobinę szczęścia. Życie jest za krótkie, naprawdę. Kiedyś obudzimy się, i stwierdzimy, że tyle rzeczy nas ominęło. A prawda jest taka, że nie wiadomo ile jeszcze pożyjemy. Bo któż z nas to wie? I tak, znów banalnie, ale: carpe diem. A w życiu czasem trzeba pozwolić sobie na trochę egoizmu, i zacząć uszczęśliwiać przede wszystkim siebie. I nie mówię tu bynajmniej o rzeczach materialnych.
    Byłam wczoraj w kinie. Wrażenia? Nawet pozytywnie zaskoczona :) Nie cierpię polskich komedii romantycznych, ale ta jest znośna. Więc polecam na nudny wieczór. A ja zaraz właśnie zrelaksuję się przy zimnym Redds'ie żurawinowym... Mniam!

środa, 25 listopada 2015

Zupa ogórkowa, wymianki i włosy.

    

    Właśnie przed chwilą zjadła pierwszy raz przeze mnie robioną zupę ogórkową! R. już mnie o nią męczył chyba od miesiąca a ja nie mogłam się jakoś za to zabrać. Wcześniej próbowałam już coś tworzyć w kuchni z zup również, i tak o to powstała zupa pomidorowa i kalafiorowa. Co do pomidorowej, to jestem z siebie mega dumna, bo wyszła niemalże identyczna jak u babci, a obawiałam się, że to rzeczy niemożliwa. Kalafiorowej za bardzo nie próbowałam, ponieważ nie cierpię tego warzywa, a robiłam ją tylko dlatego, że R. poprosił mnie o to, gdy wyjeżdżałam to Niemiec na kilka dni. Przynajmniej biedaczek miał co jeść podczas mojej nie obecności, a mówił,że wyszła dobra. Ja MasterChef? O nie, nie, nie. To już za dużo :) Choć oglądnąć od czasu do czasu lubię. Ale wiem, że 80% tego programu i innych podobnych to zwykła reżyserka. Ah jak dobrze było żyć w takiej niewiedzy jeszcze kilka lat temu. Teraz to wszystko jest ustawiane, wyreżyserowane, i nie mówię tu bynajmniej o telewizji. Choć też po części. Wszystko na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny, i mówię Wam, jest ktoś, to za tym wszystkim stoi i dyryguje. Ciągłe wojny, zamieszki, zamachy, konflikty - oni wiedzą co robią, i mają w tym cel. Media nami manipulują jak tylko mogą, a większość ludzi naiwna łyka wszystko jak leci. No ale co mają zrobić, skoro nie ma kto ich uświadomić. A najważniejsze informacje nie są ujawniane. No ale dość tego pesymizmu, nie warto przejmować się póki co tym na co nie mamy wpływu, za to warto cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy, które nas spotykają :) I to nie jest tylko takie gadanie. Uwierzcie mi, że wtedy od razu łatwiej układa się w życiu. Przede wszystkim zmienia się nasze podejście do wielu spraw. Nie warto się przejmować nieistotnymi rzeczami (w czym niestety jestem mistrzynią, ale wiem, że nie warto i walczę z tym jak potrafię), a zamiast tego cieszyć się każdym szczegółem, który nas w życiu spotyka. 
    Zaraz idziemy do kina, seans jest na 20:30, ale przed tym chcę zdążyć jeszcze skoczyć na pocztę, wysłać w końcu sweterek dziewczynie, która w zamian wyśle mi koszule. Pierwszy raz dokonuję takiej wymiany, i mam nadzieję, że (odpukać!) wszystko pójdzie ok. Dobrym pomysłem jest wymiana/sprzedaż swoich znudzonych a często niewiele noszonych ubrań, które zagracają tylko szafę, i tchnięcie w nich nowego życia. Do tego uwielbiam lumpeksy! Nigdy nie sądziłam, że się w nich odnajdę, bo zazwyczaj jak tam wchodziłam, to ilość ubrań mnie pd razu zniechęcała, i nie miałam siły przeglądać wszystkich, a w końcu to o to w nich chodzi. Super jest znaleźć jakąś świetną perełkę za grosze, za którą w sieciówkach się często przepłaca. Ale niestety zazwyczaj trzeba poświęcić na to trochę czasu, a nieraz i sił, bo nie łatwo jest obejrzeć każdy wieszak z podniesionymi rękami do góry. Ale za to jaka frajda! Miałam dzisiaj iść na łupy lumpeksowe, ale jak tak wróciłam do domu z zajęć, to mi się odechciało. Zrobię sobie taki dzień w piątek :) Myślę, że nawet jak będę zadowolona ze swoich łupów, to pochwalę się nimi tutaj na blogu, a co! 
    Muszę w końcu zacząć coś robić z moimi włosami. Wypadają OKROPNIE. I są dosłownie wszędzie, a po każdym przeczesaniu szczotką, zbieram je z niej oraz z podłogi. Wiem, że na jesień często tak bywa, ale wolałabym to przyhamować. Chyba znów sięgnę po Vitapil, który kiedyś mi pomógł, a dodatkowo spowodował mi wysyp nowych baby hair. Co polecacie na zahamowanie wypadania? Miło by było, gdyby któraś dobra duszyczka poleciła mi jakiś specyfik, bo już nie wiem co mam robić. I chyba zdecyduję się na ponowne refleksy, tym razem mocniejsze. Teraz są one ledwo widoczne, ale na początek nie chciałam rzucać się na gorącą wodę. A następnym razem myślę, że poszaleję ;) Zbieram się, i pobiegnę jeszcze na pocztę. A na dworze tak ziiiimno! 


wtorek, 24 listopada 2015

Trochę o studiach i nauczaniu.




   Przychodzę dzisiaj z drugą notką, jednak będzie ona dość zwyczajna. Dzień zaczął się nie pójściem na wykład o 8 rano, ale to już standard. Angielski minął szybko, z czego bardzo się cieszę, bo jak dla mnie zajęcia z niewiadomego dla mnie powodu z ta prowadzącą nie są zbyt interesujące i najczęściej ciągną się w nieskończoność. Nauka języków przychodzi mi jednak z łatwością oraz wielką przyjemnością. Dlaczego więc nie poszłam na studia w tym kierunku? Z jednego prostego powodu - praktyczny brak możliwości znalezienia dobrej pracy po kierunkach lingwistycznych. Trzeba mieć szczęście, albo ewentualnie lubić nauczać w szkole, a do tego nie nadaję się kompletnie, i najprawdopodobniej popadłabym w depresję poziom hard. Nie każdy po prostu się do tego nadaje, co widać doskonale na przykładzie polskiego szkolnictwa, kiedy to nauczyciele uczą za karę. A wiem, że to nie wpływa dobrze ani na uczniów, ani na samego nauczyciela. A nie chodzi w tym wszystkim przecież, żeby odbębnić to co się ma odbębnić i do widzenia. Całkowita demotywacja do nauki zagwarantowana. I przede wszystkim trzeba mieć podejście, twardą dupę, i potrafić wyrobić w sobie autorytet - a o to w tych czasach jest naprawdę trudno, z wielką niekorzyścią dla nauczyciela. Podobnie jest z drugą stroną. Uczniowie również nie mogą być traktowani jak zwykłe śmieci, na których łatwo się wyżyć i wyrzucić z siebie całą frustrację. Nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy ludźmi - i tak, nawet taki 11-latek ma uczucia, tak samo jak osoba 60-letnia również je posiada. Cały sęk we wszystkich kategoriach życia leży właśnie w równowadze, nie popadaniu w skrajności. Wielkim problemem jest przede wszystkim całkowity brak empatii i znieczulica na ludzką krzywdę. Czy nie byłoby piękniej, gdybyśmy zamiast dogryzać i dobijać drugiego człowieka w trudnym dla niego momencie życia, zaczęli mu pomagać, pocieszać, motywować? Tak, sama nie jestem idealna, sama mam wiele wad, i nie zawsze jestem taka, jaką chciałabym być, a o czym właśnie piszę. Bywałam złośliwa, kąśliwa, tylko i wyłącznie dlatego, że zazdrościłam czegoś ludziom, albo zwyczajnie miałam zły humor. Po jakimś czasie jednak zrozumiałam wiele rzeczy, zrozumiałam jak ważna jest tak wyżej wymieniona empatia do drugiego człowieka, gdyż właśnie my wszyscy jesteśmy ludźmi, i za chwilę to my możemy zostać z takim problemem jak ta druga osoba. Poza tym wierzę głęboko w to, że karma wraca. I czasem warto schować swoją dumę oraz wszelkie frustracje do kieszeni, i nie dobijać, a wstawić się za kogoś, pomóc jak najlepiej możemy. W skrajnych przypadkach nie robić nic, bo jest to lepsze niż robienie komuś przykrości. Nie wiem jak wam, ale ja się czuję szczęśliwa, kiedy wiem, że mogę u kogoś wywołać uśmiech na twarzy oraz rozwiać ciemne chmury. A jeszcze szczęśliwsza jestem, kiedy widzę jak komuś zależy na mnie, na moim szczęściu i uśmiechu. I nie martwcie się - są jeszcze tacy ludzie na tym świecie, i warto nawet z latarką takich poszukać.
    Uff... zboczyłam trochę z tematu, a chciałam opowiedzieć o wyborze kierunku moich studiów. Otóż jestem studentką drugiego roku kierunku Finanse i Rachunkowość. Dlaczego akurat ten kierunek? Przyznam, że mimo moich wewnętrznych pragnień wydał mi się w miarę rozsądny. A do tego przyczynił się fakt, że właściwie to nie miałam jakiegoś konkretnego pomysłu na siebie. Czy żałuję? Coraz bardziej przekonuję się, że nie mam czego, choć na pierwszym roku takie momenty bywały. Nauka nauką - trzeba się uczyć na studiach, choć wiadomo, że lenistwo jest duuuużo większe od poczucia obowiązku. Ale na szczęście, zajęcia stają się coraz ciekawsze, i chętniej sięgam do notatek niż w poprzednich semestrach, kiedy to uczyliśmy się samych ogółów. Jeśli się wahasz, ale chciałbyś/chciałabyś - zachęcam jak najbardziej. Ale równocześnie życzę, abyś trafił/ła na porządnych prowadzących, którzy robią to z zamiłowania, a nie myślą tylko ilu studentów udupić, i zebrać pieniądze z warunków, aby wyremontować kolejne budynki naszej uczelni. I tak wszystko wyjdzie w praniu, a całych naszych umiejętności nauczymy się w pracy - taka prawda. Oby tylko opłacało się walczyć o ten papierek, który jest w pewnym sensie przepustką do dobrego zawodu - choć wiadomo, nie zawsze. Ale to temat na inny dzień :) Podsumowując, tak właśnie 29 września 2014 roku stałam się studentką kierunku Finanse i Rachunkowość na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu.
    Mam nadzieję, że nie zanudzam Was moim biadoleniem. A jeśli nawet, i nikt nie zechce czytać moich wypocin - blog będzie moim własnym rodzajem pamiętnika. Pewnie minie trochę czasu zanim będę bardziej się otwierać, ale nie wszystko naraz. A jutro kino i "Listy do M 2". Opłaca się? Zobaczymy ;)


Zaraz do pracy, a w pracy dzieją się ciekawe rzeczy. 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Od początku.

  


      No więc tak... w końcu zaczęłam! Założyłam bloga jakieś 2, 3 dni temu, ale zawsze napisanie tutaj choć paru słów mi umykało. A dlaczego założyłam? Nie wiem. Może mi właśnie tego brakowało? Na pewno nie będę sobie stawiać wyzwań typu "pięć notek tygodniowo i ani więcej ani mniej!". Nie chcę właśnie, żeby o to w tym chodziło. Chcę przede wszystkim jakoś przelać to co siedzi mi w głowie, bo kiedy coś w sobie chowam, to to się w mojej głowie kotłuje, kotłuje a potem ją rozsadza. A to nie jest mój pierwszy blog! :) Co prawda, przygodę z blogowaniem rozpoczęłam i zakończyłam w podstawówce (i całe szczęście!), tak teraz, poczułam pierwszy raz od tych 8 lat chęć blogowanie. A co się będę! 
     "Wystrój", styl będę pewnie cały czas zmieniać, na razie na to nie mam tyle czasu ile bym chciała. Ale wszystko w swoim czasie. Muszę zaznajomić się z tym całym blogspotem, jedyne strony "blogowe" w moim "doświadczeniu" należały do interii i onetu, a i pewnie tam już przez ten czas wszystko się zmieniło. Więc tak, wszystko zaczynam od nowa. No, niekoniecznie wszystko, ale blogowanie też jest takim fajnym rozpoczęciem jakiejś części swojego życia. W końcu poświęcam temu czas, angażuję się w to, a to mimo wszystko dużo. 
    Póki co nikt z moich bliskich nie wiem o tym blogu, i szczerze mówiąc wolałabym, żeby tak właśnie zostało. W związku z tym i tutaj chciałabym być anonimowa. Nawet nie wiem, czy kogoś zainteresują moje wypociny, ale jeśli tak, miło mi! Nie będę "prywatyzować" bloga, jednak nie będę pisać tutaj o moich najskrytszych sprawach życia prywatnego - w internecie nic nie ginie, oj nie. 
    Tematyka bloga? NIE MAM POJĘCIA. Na pewno wyleję tutaj od czasu do czasu moje żale, ale myślę, że nie tylko to. Chętnie podzielę się z kimś, lub nawet tylko z samą sobą, ażeby przypadkiem nie wyleciały mi nigdzie żadne istotne informacje (a tak się zdarza) o różnych swoich doświadczeniach, opinii i efektach, związanych z pielęgnacją włosów, twarzy, ciała, które myślę, że warto gdzieś chomikować, a potem wrócić do tego, i przykładowo porównać, wyciągnąć wnioski. Na pewno nie zostanę blogerką modową! Ani mnie to nie kręci, ani nie czuje takiej potrzeby, ani w ogóle nie widzę w tym większego sensu. A zarobić wolę pracując w innym stylu. Ale bron boże nie gardzę nikim takim, a czasem nawet podglądam vlogerki na youtube :) Właśnie najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy znajdzie coś dla siebie. Co go interesuje, w czym się odnajduje, i co najważniejsze: sprawia mu radość i szczęście. Bo czy nie o to w życiu każdego człowieka chodzi? Jeśli nikogo przy tym nie krzywdzimy - to moim zdaniem nic nikomu do tego, a nienawiści i wszędobylskiej zawiści jest tutaj sporo. No ale cóż może oczekiwać od znudzonych swoim życiem ludzi, którym przyjemność sprawia wtrącanie w nosa w nieswoje sprawy? Tylko, jedynie OLAĆ. Uczę się tego, i myślę, że nawet dobrze mi to wychodzi ;)
   Dlaczego Melancholia? Sama nie wiem. Myślę, że to właśnie dlatego, że sama jestem tą całą melacholią. Lubię czasem usiąść, zamulić, powspominać lepsze i gorsze czasy. I tak! That's the point! Wspomnienia - coś, czego nigdy nie chcę utracić. A blog mi w tym pomoże. Ale nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak było ciężko wymyślić nazwę bloga, która byłaby dostępna, a niekoniecznie był to zlepek jakichś cyferek na końcu wyrazu, które kompletnie by mi się nie podobały. A jeszcze bardziej się denerwowałam, kiedy z ciekawości sprawdzałam, co to za blogi pozajmowały moje potencjalne nazwy, a okazywało się, że nie było na nich żadnej notki! Yhhh... 
   I tym "optymistycznym" akcentem zakończę moją pierwszą (nareszcie!) notkę. Myślę, że regularne blogowanie sprawi mi duuużą przyjemność :)


    Trzymajcie kciuki, żebym wreszcie się wzięła w garść!