wtorek, 24 listopada 2015

Trochę o studiach i nauczaniu.




   Przychodzę dzisiaj z drugą notką, jednak będzie ona dość zwyczajna. Dzień zaczął się nie pójściem na wykład o 8 rano, ale to już standard. Angielski minął szybko, z czego bardzo się cieszę, bo jak dla mnie zajęcia z niewiadomego dla mnie powodu z ta prowadzącą nie są zbyt interesujące i najczęściej ciągną się w nieskończoność. Nauka języków przychodzi mi jednak z łatwością oraz wielką przyjemnością. Dlaczego więc nie poszłam na studia w tym kierunku? Z jednego prostego powodu - praktyczny brak możliwości znalezienia dobrej pracy po kierunkach lingwistycznych. Trzeba mieć szczęście, albo ewentualnie lubić nauczać w szkole, a do tego nie nadaję się kompletnie, i najprawdopodobniej popadłabym w depresję poziom hard. Nie każdy po prostu się do tego nadaje, co widać doskonale na przykładzie polskiego szkolnictwa, kiedy to nauczyciele uczą za karę. A wiem, że to nie wpływa dobrze ani na uczniów, ani na samego nauczyciela. A nie chodzi w tym wszystkim przecież, żeby odbębnić to co się ma odbębnić i do widzenia. Całkowita demotywacja do nauki zagwarantowana. I przede wszystkim trzeba mieć podejście, twardą dupę, i potrafić wyrobić w sobie autorytet - a o to w tych czasach jest naprawdę trudno, z wielką niekorzyścią dla nauczyciela. Podobnie jest z drugą stroną. Uczniowie również nie mogą być traktowani jak zwykłe śmieci, na których łatwo się wyżyć i wyrzucić z siebie całą frustrację. Nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy ludźmi - i tak, nawet taki 11-latek ma uczucia, tak samo jak osoba 60-letnia również je posiada. Cały sęk we wszystkich kategoriach życia leży właśnie w równowadze, nie popadaniu w skrajności. Wielkim problemem jest przede wszystkim całkowity brak empatii i znieczulica na ludzką krzywdę. Czy nie byłoby piękniej, gdybyśmy zamiast dogryzać i dobijać drugiego człowieka w trudnym dla niego momencie życia, zaczęli mu pomagać, pocieszać, motywować? Tak, sama nie jestem idealna, sama mam wiele wad, i nie zawsze jestem taka, jaką chciałabym być, a o czym właśnie piszę. Bywałam złośliwa, kąśliwa, tylko i wyłącznie dlatego, że zazdrościłam czegoś ludziom, albo zwyczajnie miałam zły humor. Po jakimś czasie jednak zrozumiałam wiele rzeczy, zrozumiałam jak ważna jest tak wyżej wymieniona empatia do drugiego człowieka, gdyż właśnie my wszyscy jesteśmy ludźmi, i za chwilę to my możemy zostać z takim problemem jak ta druga osoba. Poza tym wierzę głęboko w to, że karma wraca. I czasem warto schować swoją dumę oraz wszelkie frustracje do kieszeni, i nie dobijać, a wstawić się za kogoś, pomóc jak najlepiej możemy. W skrajnych przypadkach nie robić nic, bo jest to lepsze niż robienie komuś przykrości. Nie wiem jak wam, ale ja się czuję szczęśliwa, kiedy wiem, że mogę u kogoś wywołać uśmiech na twarzy oraz rozwiać ciemne chmury. A jeszcze szczęśliwsza jestem, kiedy widzę jak komuś zależy na mnie, na moim szczęściu i uśmiechu. I nie martwcie się - są jeszcze tacy ludzie na tym świecie, i warto nawet z latarką takich poszukać.
    Uff... zboczyłam trochę z tematu, a chciałam opowiedzieć o wyborze kierunku moich studiów. Otóż jestem studentką drugiego roku kierunku Finanse i Rachunkowość. Dlaczego akurat ten kierunek? Przyznam, że mimo moich wewnętrznych pragnień wydał mi się w miarę rozsądny. A do tego przyczynił się fakt, że właściwie to nie miałam jakiegoś konkretnego pomysłu na siebie. Czy żałuję? Coraz bardziej przekonuję się, że nie mam czego, choć na pierwszym roku takie momenty bywały. Nauka nauką - trzeba się uczyć na studiach, choć wiadomo, że lenistwo jest duuuużo większe od poczucia obowiązku. Ale na szczęście, zajęcia stają się coraz ciekawsze, i chętniej sięgam do notatek niż w poprzednich semestrach, kiedy to uczyliśmy się samych ogółów. Jeśli się wahasz, ale chciałbyś/chciałabyś - zachęcam jak najbardziej. Ale równocześnie życzę, abyś trafił/ła na porządnych prowadzących, którzy robią to z zamiłowania, a nie myślą tylko ilu studentów udupić, i zebrać pieniądze z warunków, aby wyremontować kolejne budynki naszej uczelni. I tak wszystko wyjdzie w praniu, a całych naszych umiejętności nauczymy się w pracy - taka prawda. Oby tylko opłacało się walczyć o ten papierek, który jest w pewnym sensie przepustką do dobrego zawodu - choć wiadomo, nie zawsze. Ale to temat na inny dzień :) Podsumowując, tak właśnie 29 września 2014 roku stałam się studentką kierunku Finanse i Rachunkowość na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu.
    Mam nadzieję, że nie zanudzam Was moim biadoleniem. A jeśli nawet, i nikt nie zechce czytać moich wypocin - blog będzie moim własnym rodzajem pamiętnika. Pewnie minie trochę czasu zanim będę bardziej się otwierać, ale nie wszystko naraz. A jutro kino i "Listy do M 2". Opłaca się? Zobaczymy ;)


Zaraz do pracy, a w pracy dzieją się ciekawe rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz