niedziela, 3 stycznia 2016

Zimno.

   
     Nie mam ostatnio czasu na nic! Dosłownie. Jakoś to wszystko tak nabrało tempa, że praktycznie cały czas coś robię. Dzisiaj cały dzień w pracy, wczoraj połowa dnia + niewyspanie = mega zmęczenie. I zimno. Cholernie zimno. Cieszę się, ze zawitała zima i spadł z nieba biały puch, temperaturę ujemną w zimie na dworze uwielbiam, ale do cholery nie w pracy! Kiedy jeszcze mam spędzić w tej zimnocie (jest takie słowo?) 11 godzin... Ale postanowiłam, że choć kilka słów tu napiszę. Aż stęskniłam się za tym! Inwentaryzacja zrobiona, mam nadzieję, że wszystko prawidłowo policzyłam. Dość odpowiedzialne zadanie, nie powiem. Jutro już na uczelnie, a chęci są mniejsze, niż jeszcze przed przerwą świąteczną. Do skończenia recenzji zostało mi ok. 2 strony, dobra wiadomość, jednak została mi do zrobienia ta najtrudniejsza część, czyli opinie innych autorów. Posrane to, no ale co zrobić, Jakie inni autorzy mogą mieć inne opinie, skoro w artykule zostały podane praktycznie suche fakty? Byle napisać, byle zaliczyć. Taka ja ambitna studentka. Ale ta nadchodząca sesja przeraża mnie masakrycznie. I boję się tego. Boję się, że nie zdam rachunkowości chociażby. Trzymajcie kciuki! Będę musiała spiąć tyłek i tyle, pomimo, że tak się strasznie nic nie chce. Coś za coś niestety.
    Już po sylwestrze, wspominam go bardzo miło, jednak zmieniłabym trochę muzykę. Lekko się rozczarowałam, zapowiadali muzykę z lat 80, 90, spodziewałam się klasyków, przy których każdy dobrze się bawi i lubi, dostaliśmy może kilka kawałków z tamtego okresu, reszta to jakieś Rihanny i znudzone już do bólu Gangnam style, i inne współczesne bełkoty. Ale nie narzekam, zabawa była udana. Jak było u Was? 

    Wkręciłam się ponownie w Dr House'a, ale już z niecierpliwością czekam na swoje PLL! W natłoku wielu spraw chociaż czas szybko (zbyt szybko) idzie, i niektóre rzeczy przychodzą wcześniej, niż to by się wydawało. Ma to swoje złe i dobre strony - jak wszystko. I wiecie co jest najgorsze? Im więcej mam do zrobienia, to tym bardziej mi się nie chce. Taki tam paradoks... Przed wczoraj wieczorem dostałam zapalenia pęcherza. Znowu. Po 1,5 roku przerwy. tamtym razem po 3 zapaleniach w przeciągu kilku miesięcy dostałam antybiotyk. Pomógł, jednak miałam nadzieję, że nie będę musiała tego powtarzać w najbliższym czasie. W nocy wzięłam tabletkę przeciwbólową, bo miałabym nieprzespaną nockę. Pamiętam jak za którymś razem się strasznie męczyłam. Powiem Wam, ze pomimo, iż nie jest to najsilniejszy ból jaki istnieje, to z każdą minutą staje się gorszy do zniesienia, aż w końcu człowiek jest nim wyczerpany. Nic, tylko płakać. Tym razem wzięłam Aleve, trochę ryzykując, bo wcześniej piłam drinki, ale nie wytrzymałabym. Na szczęście obeszło się bez komplikacji, przed pracą kupiłam UroFuraginum, i mam nadzieję, ze taka kuracja pomoże na trochę dłuższy czas. Jak nie, trzeba będzie zrobić badania w końcu. 
    Kończę na dzisiaj, bo jeszcze w miarę możliwości chciałabym coś tam napisać do tej recenzji, potem kąpiel, łóżko, kolejny odcinek House'a i spać. Ciekawe kiedy to odeśpię? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz