wtorek, 22 marca 2016

Znowu ja!


    Cholera. Nie mam pojęcia jak to się stało. Te dni minęły mi tak ekspresowo. Zanim spojrzałam na kalendarz, był już 22 marca. Ale nie ma co rozpaczać, bywały dłuższe przerwy ^^. Może zacznijmy od początku. Jedenastego marca z samiutkiego rana wyjechaliśmy do Niemiec. Spędziliśmy tam ok. 4 dni, w poniedziałek wieczorem byliśmy już z powrotem. Nawet nie wiecie, jak mnie takie wyjazdy cieszą. A jeszcze gorszym uczuciem jest to, które towarzyszy mi podczas powrotu: jakaś depresja, czy nie wiem jak to nazwać. No ale kompletnie wszystkiego się odechciewa, a wrażenie szarości, pustości i powrotu to swoich spraw jeszcze bardziej przytłacza. Też tak macie? Nie obyło się bez kilku wkurzających spraw, ale ogólnie wyjazd na plus. Byliśmy tam w międzyczasie na basenie w Norymberdze - jeśli jesteście miłośnikami zjeżdżalni a będziecie przejeżdżać przez to miasto, wstąpcie tam. Jest ich tam ok. 12 lub 13, przy czym niektóre z nich są tak ekstremalne (tak wyglądały w moich oczach), że nie wsiadłabym do nich nawet jakby mi zapłacili. Ale pływać za to uwielbiam Zdecydowanie za rzadko chodzę na baseny. We Wrocławskim aquaparku denerwuje mnie to, że jak na rozmiary obiektu, jest tam bardzo mało miejsca do pływania. Dodatkowo codziennie z pięć wycieczek, i już w ogóle tłok. Choć tam nie było lepiej, do domu wróciłam z kilkoma dodatkowymi siniakami. Następnego dnia postawiliśmy na miasteczko Coburg, po którym spacerowaliśmy, zjedliśmy pyszne bratwursty, i pod koniec wstąpiliśmy do zamku, w którym mogliśmy obejrzeć m.in. średniowieczne zbroje, bronie druki czy meble. W poniedziałek zdążyłyśmy pojechać na małe zakupy, na których dostałam od mamy koszulę z Tally Weijl. Ale ostatnio miałam jakiegoś pecha do zakupów, nic a nic mi się nie podoba. Zaczęło się to już we Wrocławiu, kiedy chciałam pochodzić po sklepach w nieokreślonym celu, a z których wracałam z pustymi rękami. Mój portfel się cieszy! Te kilka dni zleciało mi ekspresowo. Aha! I na początku marca zrezygnowałam z pracy. Tak, szefowa wkurzyła mnie wtedy maksymalnie, praca przestała mi się podobać, a ja zaczęłam rozglądać się za praktykami. Ale powiem Wam, że mimo ofert widniejących na stronach, ciężko trafić na kogoś, kto przyjmie studenta dziennego. Wysyłałam CV, ale póki co niestety nikt nie zadzwonił. Ale nie ukrywam, że zdecydowanie wolałabym obyć chociażby te darmowe praktyki w niewielkiej firmie. Raczej nie nadaję się do korporacji. Ale jeśli niczego nie znajdę, przejdę się nawet po głupich bankach - w końcu to też już coś. Ale te kilka dni wolnego od pracy dobrze mi zrobiły, już zapomniałam, że tydzień może być taki długi! W niedzielę pojechaliśmy na Ślężę. Byłam tam w gimnazjum na wycieczce szkolnej, i... kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że całkiem inaczej ten szlak zapamiętałam. Dziwiłam się, nie wiedziałam dlaczego. Na szczycie, po długiej i męczącej wspinaczce (prawie dosłownie!), okazało się, że jest duuużo różnych tras, a my wybraliśmy tę najpopularniejszą, a zarazem dość trudną z nich. Byłam przerażona jak widziałam stromą górę, po której musieliśmy wejść, a która ciągła się w nieskończoność. Moje mięśnie umierały już w tamtej chwili, jeszcze gorzej jest z nimi teraz. Namęczyłam się ogromnie, ale to wina po prostu braku jakiegokolwiek ruchu z mojej strony. Przydałoby się to zmienić, zwłaszcza, że przytyłam te 1,5-2 kg, co u mnie od razu widać. Ale sukcesywnie na szczycie byłam z siebie mega zadowolona. Usiedliśmy sobie w knajpie znajdującej się tam, wypiliśmy herbatę, zjedliśmy szarlotkę i schodziliśmy na dół. W sumie trwało to wszystko jakoś ponad 4 godziny. Następnym razem Śnieżka! 
Wczoraj byłam bliska rozpoczęciu regularnych ćwiczeń, ale przez moje zakwasy plan niestety nie wyszedł. Wiem, że na nie najlepsze są ćwiczenia, ale nie jestem też masochistką :D
Przez myśl przemkną mi pomysł zrobienia sobie sombre... no nie wiem, nie wiem.